O CZYM BYŁA DLA MNIE TA PRZERWA I Z CZYM DO WAS WRACAM?

Karta Clowna. Numer zero. Zero, czyli null. Czysta kartka, rasa tabula. 

W „nic” zawiera się „wszystko”. To najbardziej nieograniczona przestrzeń świata.

Widać to po reakcjach różnych osób na czystą kartkę, na której mają coś namalować. Jedni z entuzjazmem zaczynają kreślić, inni długo trwają w odrętwieniu, które powoduje mnogość opcji do wyboru i zobowiązanie, jakie idzie za pójściem tylko jedną ze ścieżek. Gdy w tym ponad-miesiącu lekkiego wycofania z Cosmic Sans wspomogłam się tarotem i zapytałam, co mam robić, jaka jest dla mnie wskazówka na teraz, czego potrzebuje moje międzusze, wyszły dwie karty: 

0 CLOWN 

i

9 OF CUPS – JOY.

0. Clown. Czysta kartka, moja droga. Masz ją i maluj. Nikt Ci nie narysuje konturu do wypełnienia – TWÓRZ! Kreacja zawsze jest o życiu, tchnieniu witalności. Tu nie ma czego się bać – wypełnij przestrzeń SOBĄ. Wróć do początku, do bazy, do esencji i życiodajnego źródła; punktu, od którego rozpoczęłaś, miejsca, gdzie wciąż płynie lawa witalności, którą zblokowałaś zastygłymi, skamieniałymi przekonaniami – w dodatku wcale nie swoimi. A rozpoczęłaś od czystej zabawy i rozkoszy tworzenia, od dzielenia się ze światem tym, co masz najlepszego. To tam jest Twoje zero. BAW SIĘ TYM. Zacznij od nowa, nie bój się być czerwonoustym klownem skaczącym nad przepaścią w brokatowym wdzianku, z dorysowanymi jasnobrązowymi piegami i pąsem na poliku. Zostaw bagaż przekonań, które przyrosły do Ciebie niechciane jak huba drzewna, pasożytując na Twojej energii i przechylając Cię na lewą stronę tak, że się potykasz. Z włóczęgowym kijaszkiem ruszaj w nowe, lekkie. Tylko tak da się dalej.

Nine of Water. Joy. Kielichy to obfitość – masz jej pełno w sobie, przelewa się w Tobie ta siła tworzenia. To źródło nigdy nie uschnie. Dziewiątka występuje po ósemce, która jest o stagnacji, o zamkniętym kole (w ósemce nie ma przestrzeni otwartej: woda płynie i wraca, więc jeśli źródło jest zatrute, rzeka będzie zatruta też). W dziewiątce jest ta świeżość, otwarta przestrzeń, przepływ.

W tych kartach nie ma ani krztyny trudnej energii – wszystko jest o świeżości, zabawie, o dzieleniu się sobą z poziomu kreacji i radości. Może to i tęczowo-aksamitne, może i latają na tym obrazku, który kreuję, pulchne aniołki rozdające Merci, a gawiedź rzuca się do ekranów, by zdrapywać lukier, co by sprzedać cukierni na pączki, ale w tych kartach było tyle lekkości, której wtedy nie doświadczałam już od dawna. Nie doświadczałam, bo byłam jedną wielką listą to-do, poczucia winy, że z czymś nie zdążyłam i lęku, że ktoś będzie niezadowolony, a ja (znowu) nie daję rady.

Miesiąc temu, dokładnie wtedy, gdy zaczęłam przerwę, wyczerpana i energetycznie blada do białości, tuż przed Pełnią w Baranie, zadałam sobie kilka pytań o byciu w swojej mocy. Napisałam wtedy w dzienniku, że ‚,momenty, gdy udaję przed światem kogoś, kim nie jestem, to dokładnie te chwile, gdy nie czuję swojej mocy’’. A kiedy udaję kogoś, kim nie jestem? Kiedy zapewniam i oszukuję przede wszystkim SIEBIE, że potrafię pracować z terminami, na akord i na czas. Wkładam się w gorset powinności i społecznych ustaleń, i udaję, że nie boli. Bo kosmogramy nie są dla mnie o tym. Są dla mnie o WIDZENIU Was, o pochyleniu się nad Wami, o akcie twórczym, próbie poukładania Waszych indywidualnych kropek tak, by było to dla Was wartościowe i serio, porządnej dawce analizy. Tymczasem moja codzienność przypominała w tym roku raczej ciasno zapleciony, duszący supeł, w którym trzeba było nadążać, publikować stories, posty, pisać na akord, planować nowe działania, dostarczać kosmogramy na czas (co i tak od dawna mi nie wychodziło, więc generowało to OGROMNE poczucie winy i lęku) i generalnie traciłam już w tym perspektywę, co jest czym i dlaczego. Odeszłam naprawdę daleko od źródła, w którym było miejsce po prostu na swobodną twórczość i kreację, na dawanie od siebie światu tego, co mam najlepsze. Właściwie to straciłam je w ogóle z pola widzenia. 

I przyszedł kryzys. Bukowi dzięki, że przyszedł! Presja zaczęła rosnąć, aż w końcu zwaliła mi się na głowę jednym wielkim ciężkim głazem. A trzeba Wam wiedzieć, że ja fatalnie funkcjonuję pod presją – mój układ nerwowy ma w takich sytuacjach mniej więcej odporność brokatowego motylka z modeliny. Poczułam, że dłużej tak nie mogę – nie reagowałam na subtelne sygnały ciała, jego cichy matczyny głosik, który mówił, że już nie da rady, więc to ciało zaczęło do mnie głośno przeklinać po mongolsku, wydzierać się i kopać od środka, żebym w końcu je zauważyła 😉 (sorry, tak to sobie wyobrażam) Mało było to przyjemne, życzyłabym sobie nigdy tego nie powtarzać, ale istotne w tym wszystkim jest, że w końcu usiadłam, zorganizowałam okrągły stół i postulaty ciała zostały wysłuchane. Mało to miało wspólnego z dyplomatyczną, aromatyczną herbatką w eleganckiej atmosferze, jak mam być szczera.

Ja generalnie jestem wielką fanką kryzysów i Skorpionicznej energii, która im towarzyszy, pomimo kiepskiego PR-u, jaki mają. 😉 Mało kto pamięta, że w archetypie Skorpiona jest miejsce na śmierć i na ŻYCIE. Energia Skorpiona towarzyszy nie tylko śmierci – towarzyszy też narodzinom! Pokazuje, że od początku świata nie powstał ani jeden dodatkowy atom: wszystko się zmienia, transformuje, ewoluuje. W tym kryzysie i mozolnej wędrówce wróciłam do źródła, odkopałam stertę gruzu, wysprzątałam to miejsce i jestem w nim na nowo. Po potężnej dawce transformacji, która pewnie dużo bardziej odczuwalna jest dla mnie od wewnątrz niż widoczna na zewnątrz, ale to w zupełności wystarczy.

Od teraz Cosmic Sans ma być najbardziej moją przestrzenią świata, skrojoną na wszystkie moje krzywizny, dziwactwa i nieścisłości. To wszystko takie górnolotne, co piszę, a w sumie sprowadza się ostatecznie do tego, że w końcu pozwoliłam sobie na to, by mieć tutaj tylko i wyłącznie po SWOJEMU, bez przemocowej energii ‚,powinnam i muszę’’, która osłabia, a nie wzmacnia. Dlatego w najbliższych dniach opublikuję tu ZASADY WSPÓŁPRACY ze mną. W sumie ich podstawą będzie to, że nie pracuję na ścisłych terminach. Po prostu. Wybitnie mi to nie wychodziło i nie chcę tego dla siebie. Oczywiście szanuję w tym wszystkim Wasz czas i jeśli umawiamy się na prezent dla kogoś na określony dzień – dotrzymuję tego. Poza tym daję Wam po prostu około dwutygodniowe okienka czasowe, kiedy swoich analiz możecie się spodziewać, z zastrzeżeniem, że to jeszcze lekko może się zmienić. Ale właśnie – lekko, a nie w pełni stresu i napięcia, jak do tej pory – sporo. 😉 W zamian dostajecie ode mnie analizy pełne lekkości i stworzone dla Was w takim czasie, jakiego na ich stworzenie akurat potrzebowałam. Nadal ważna jest dla mnie relacja, nie transakcja – na tym zbudowane jest Cosmic Sans i czuję, że to bardzo moje. Wydelegowałam to, co nie jest moją najmocniejszą stroną, czyli planowanie, komuś innemu i to ktoś inny pomógł mi poukładać mój kalendarz, z bardzo kategorycznym: NIE, nie wciśniesz tu już więcej, tak będzie dobrze. Okazało się, że pomiędzy ”wiem, że sobie z czymś nie radzę” a ”MOGĘ sobie z czymś nie radzić” istnieje gigantyczna przestrzeń mentalna do przejścia. I czuję, że ją przeszłam. W końcu pozwoliłam sobie na to, że moja głowa z ADHD (a więc wybitną trudnością w operowaniu w czasie, czas to zaakceptować) po prostu takich rzeczy nie POTRAFI. I nie musi potrafić. Czuję, że obecny system, który tu mniej-więcej Wam przedstawiłam, jest w balansie i szacunku do wszystkich, do Was i do mnie samej. W każdym razie tylko w taki sposób jestem w stanie dalej tutaj Wam oferować swoje umiejętności, a czuję, że do zaoferowania mam bardzo dużo. I jestem w zgodzie w tym, że nie będę dla każdego, ale chcę współpracować z osobami, którym faktycznie po drodze ZE MNĄ.

Ten przydługawy wpis skończę bez puenty, bo mogę ;), z pełnym poczuciem zadowolenia i lekkością, którą chcę się z Wami dzielić w tym, co mam do zaoferowania najlepszego, z uśmiechem do Urana zbliżającego się do mojej osi Medium Coeli i ciekawością, co jeszcze przyniesie, bo póki co to tylko jego subtelne tknięcie. Układałam się z tym naprawdę długo, ale porzucam przemocowy dla mnie model oczekiwań i korporacyjnych standardów tego, jak POWINNO SIĘ pracować i pozwalam sobie na swoje nowe standardy, na drogę, która ma do nich prowadzić. Bez zadęcia i pompatyczności, straszliwie i przemocno Wam życzę tego samego! Tak jest po prostu, zwyczajnie lżej.

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Astro-szeptanki

Zapisz się do newslettera